Odwiecznym zadaniem ogrodów botanicznych jest prezentacja żywych okazów roślin egzotycznych w danym miejscu, acz bardzo ważnych dla światowej gospodarki, znanych Publiczności głównie ze szkoły i środków masowego przekazu. Nasza szklarnia znakomicie wywiązuje się z tego obowiązku od lat. Goście od lat mogą podziwiać liczne gatunki drzew owocowych, ciekawe kaktusy z opuncją figową na czele, jedno z nielicznych pnączy i przypraw wśród orchidei – wanilię lekarską oraz wiele innych, ciekawych gatunków. Niedawno do grona roślin decydujących o losach ludzkości, obficie kwitnących i obradzających w „Zielonym Raju” dołączyła bawełna drzewiasta (b. afrykańska Gossypium arboreum L.).
Spory, obsypany kwieciem i owocami egzemplarz bawełny drzewiastej posadzono w korytarzu między hallem a częścią śródziemnomorską oranżerii. Zaliczany do rodziny ślazowatych Malvaceae rodzaj bawełna obejmuje ponad czterdzieści gatunków roślin zielnych, krzewów i drzew, rosnących dziko niemal wszędzie tam, gdzie gorąco i sucho! Wbrew temu co podaje polska Wiki, nie brak gatunków rodzimych dla Australii, takich jak choćby „róża znad rzeki Darling” czyli b. australijska (b. Sturta G. sturtianum J.H.Wills). Mimo tak różnego pokroju łączy je wiele innych cech, ze skrętoległym ułożeniem oraz dłoniasto klapowanym kształtem liści na pędzie, tudzież stosunkowo okazałymi kwiatami na czele. Dla światowej ekonomii oraz dla dziejów ludzkości najważniejsze pozostają jednak owoce bawełny: dużymi torebkami o niezliczonych nasionach z łupinami wyposażonymi w długachne (do 60 mm), choć jednokomórkowe włoski stanowiące ich aparat lotny, a zarazem niezastąpiony surowiec włókienniczy.
Bawełna stanowi blisko 80% wszystkich włókien naturalnych, tak roślinnych jak zwierzęcych, używanych w dzisiejszym przemyśle odzieżowym. W regionach, gdzie uprawia się ją na skalę przemysłową, Gossypium stanowi także podstawową roślinę oleistą, a jednocześnie kluczowe źródło białka dla zwierząt gospodarskich. Ponad 90% światowej produkcji włókien ludzkość zawdzięcza bawełnie zwyczajnej vel kosmatej G. hirsutum L. Druga członkini rodzaju: b. barbadoska G. barbadense L. dostarcza raptem 3-4% światowej produkcji. Zasadzona w „Zielonym Raju” b. drzewiasta (afrykańska) G. arboreum L. razem ze swoim gatunkiem siostrzanym, b. indyjską G. herbaceum L. stanowią już tylko 2% światowej produkcji włókna bawełnianego. W statystykach gospodarczych nie odróżnia się zazwyczaj tych dwu gatunków, albowiem oba prowadzone są na współczesnych plantacjach jako dość niskie rośliny jednoroczne.
Do niedawna bawełnę uprawiano na plantacjach jako wieloletnie krzewy, dorastające do 3 m wysokości. Dziś, podobnie jak w przypadku wielu zbóż czy drzew miejskich, preferuje się odmiany karłowe, a prowadzi jako niezdrewniałe rośliny jednoroczne, około 1 m wysokości. Nasiona opatrzone są aparatem lotnym w formie dwóch rodzajów włókien: dłuższych i krótszych. Przybierają one wielorakie odcienie zieleni, śnieżnej lub kremowej bieli bądź brązu. Podczas tak zwanego odziarniania oddziela się włókna od właściwych nasion. Te dłuższe, zwykle poskręcane ze sobą stanowić będą przędzę na ubrania o wyższej cenie. Krótsze posłużą do tkania mocniejszych, ale brzydszych i tańszych tkanin. Silne własności absorpcyjne (chłonące) czynią zeń także znakomity środek opatrunkowy. Z bawełny produkuje się także banknoty dolarowe i snobistyczne gatunki papieru, nie wspominając o prochu strzelniczym, sieciach rybackich i dawnych wężach strażackich. Nowoczesne odmiany włóknodajne to zazwyczaj utrwalone mieszańce dwu lub więcej wyżej wymienionych gatunków. Współczesna hodowla (hodowla w ścisłym, agrobiologicznym tego słowa znaczeniu czyli dobór sztuczny) wykorzystuje także rozmaite, nierzadko dopiero niedawno odkryte, dzikie gatunki bawełny jako dawczynie genów podwyższonej odporności na suszę, zasolenie gleby i/lub rozmaite szkodniki zwierzęce.
Tak ważny dla gospodarki i kultury rodzaj jak Gossypium od dawna przyciągał uwagę naukowców, zarówno tych znanych i cenionych już za życia jak biskup Uppsali Karol Linneusz, jak i wegetujących gdzieś na marginesie ekonomistów i popularyzatorów w rodzaju Karola Marksa. Większość dzikich bawełn posiada diploidalne genomy (o podwójnym zestawie chromosomów), a tylko pięć gatunków z Ameryki i Oceanii jest tetraploidalna (z poczwórnym zestawem). Tych pięć anomalii w obrębie rodzaju jest dla nas o tyle ważne, że znajdziemy wśród nich gatunki najbardziej produktywne: nadzwyczajną b. zwyczajną oraz b. barbadoską. Bawełny oddzieliły się od reszty rodziny ślazowatych, w tym swoich kuzynów hibiskusów (ketmii) Hibiscus, także prezentowanych w powsińskiej Oranżerii, około 5-10 milionów lat temu. Ogromna niejednolitość opisywanego tu rodzaju skłoniła botaników i agrobiologów do podzielania go na co najmniej cztery podrodzaje:
- bawełny właściwe Gossypium (b. drzewiasta oraz indyjska. Mamy tu do czynienia z ciekawym zamieszaniem nazewniczym, albowiem wg najnowszych badań choć b. drzewiastą zwano afrykańską to pochodzi z Indii, natomiast ta indyjska z nazwy była rodzima dla Afryki)
- hucingenie Houzingenia (gatunki pustynne, ograniczone do jednej pustyni czyli ich endemity np.: pochodząca z Sonory b. Thurbera thurberi Tod. oraz ważna dla nowoczesnej hodowli, a rosnąca tylko w północnym Peru b. Raimonda G. raimondii Ulbr.)
- bawełny tetraploidalne Karpas (prócz szeroko rozprzestrzenionej w stanie dzikim, najważniejszej dla gospodarki b. kosmatej należy tu m.in. ograniczona wyłącznie do Galapagos b. Darwina darwinii G.Watt)
- australijskie (sturcje) Sturtia (o kwieciu różowym, nie żółtym lub białym jak u poprzednich podrodzajów).
Żeby kompletnie zamieszać Państwu w głowach dodam, że dawniej do rodzaju Gossypium zaliczano kilka gatunków przeniesionych dziś do innych rodzajów jak „hawajska b. drzewiasta” Kokia drynaroides Lewton, występująca dziko wyłącznie na głównej wyspie archipelagu (Big Island) albo afrykańskie krzewy z rodzaju bawełnowiec Gossypioides Hutch.
Na różnych kontynentach udomawiano miejscowe gatunki bawełn, ponoć najpierw jako rośliny ozdobne, dopiero potem włókniste i oleiste. Wśród prekolumbijskich plemion Ameryki Środkowej oraz południowego Meksyku miało to nastąpić już 7 lub 8 tysięcy lat temu, w Chinach oraz Indiach jakieś 5 tys. lat temu, a w Egipcie jeszcze wcześniej. Bawełnę drzewiastą, pochodzącą z ziem dzisiejszego Pakistanu oraz Indii, udomowili starożytni mieszkańcy doliny Indusu oraz równoległej doń, a dziś wyschniętej i zapomnianej rzeki Saraswati, twórcy tzw. kultury harappańskiej. Już trzy tysiące lat przed naszą erą powstały tam miasta z prawdziwego zdarzenia (z łaźniami, toaletami i kanalizacją, o ulicach zbieżnych ze stronami świata, a przecinającymi się pod kątem prostym) jak Harappa i Mohendżo Daro. Na wsiach uprawiano prócz gatunków rodzimych dla subkontynentu indyjskiego także sprowadzone z Afryki sorgo. Historyków do dziś nie przestaje intrygować, jak miejscowej ludności udało się stworzyć tak oryginalną kulturę miejską w tak zamierzchłych czasach? A przede wszystkim bez łatwo dostrzegalnych, doskonale znanych z Egiptu i Mezopotamii, śladów przymusu wojskowo-urzędowego i religijnej przemocy symbolicznej? Niewielkie różnice majątkowe, daleko posunięta standaryzacja budynków i narzędzi etc. nasuwają jednak niepokojące skojarzenia z nowoczesnymi ustrojami totalitarnymi oraz niemal równie totalitarnym państwem dawnych Inków. Dopóki pismo harappańskie pozostaje nieodczytane wciąż gubimy w spekulacjach na temat tejże cywilizacji.
Wiele się zmieniło od tamtych czasów do dziś na subkontynencie indyjskim jednak uprawa bawełny oraz przemysł tkacki (plus powiązany z nim przemysł barwierski oparty głównie o uprawy indygo, dostarczającego trwałego niebieskiego barwnika) zawsze stanowiły jedną z podstawowych gałęzi miejscowej gospodarki. Hindusi do dziś nie przebaczyli Brytyjczykom zdruzgotania swojego przemysłu na rzecz angielskich szwalni.
Bawełna jako „wełna drzewna” (niem. Baumwolle) od wieków, jeśli nie tysiącleci ostro rywalizowała z wełną owiec. W średniowiecznej Anglii (XIII wiek) stawiano na owce, toteż kupiec importujący bawełnę płacił 20 funtów kary, a zwykłe miłośniczki bawełnianych szat 5 funtów. Z czasem „owce zjadły Anglię i Szkocję”: hodowlę intensyfikowano wywłaszczając rolników („grodzenie pól”), a tym samym zmuszając ich do emigracji lub pobytu w specjalnych obozach pracy dla włóczęgów. Jak już Wyspy Brytyjskie się wyludniły można było pogodzić się z bawełną, nawet rozejrzeć za nowymi, najlepiej darmowymi lub prawie darmowymi źródłami tego włókna. Stąd podbój Indii, a potem nieformalny sojusz UK z niewolniczym Południem podczas Wojny Secesyjnej.
Również dzieje przemysłu tkackiego, ba! całego społeczeństwa w Królestwie Kongresowym i na sąsiednim Śląsku postrzegać można jako rywalizację hodowli owiec-i-tkactwa-wełnianego z importem oraz dalszą przeróbką bawełny. Francuzi ostro gonili rewolucję przemysłową w Anglii, a ich sterowane kartami perforowanymi krosno Jacquarda zapoczątkowało nie tylko kolejne generacje maszyn dziewiarskich lecz również kalkulatory i komputery.
Uprawę i zbiór włókien bawełnianych udało się jako tako zmechanizować dopiero w XX wieku. Przedtem z uwagi na jego pracochłonność oraz wybitnie niesprzyjający ciężkiej pracy, upalny klimat optymalnym rozwiązaniem były tu jakieś formy pracy przymusowej. Na Półkuli Zachodniej próbowano pracy najemnej, pracy skazańców oraz jeńców wojennych np.: francuskich, by wreszcie sięgnąć po wzorce starożytnego niewolnictwa. Obecnie gros dawnej pracy ludzkiej przy bawełnie wykonują maszyny i chemikalia. Po cóż ręcznie skubać krzewy z liści, gdy ma się Czynnik Pomarańczowy albo inne defolianty? Tylko owadzich zapylaczy i przyszłych pokoleń ludzi żal…
Marks parokrotnie napomknął, że zastąpienie w skali świata wełny owczej bawełną, a europejskich zbóż ryżem wprowadziło kapitalizm na nowy etap rozwoju, zarazem jednak przybliżyło nadchodzącą rewolucję proletariacką. Kolejne rządy ZSRR głęboko wierzyły, że nie tylko kapitalizm, lecz także komunizm dozna ogromnego wzmocnienia jak tylko zabezpieczy sobie własne źródła tego „białego złota” jakim od wieków zwano włókna bawełny. Od wczesnych lat 60-tych minionego wieku zaczyna się zatem intensyfikacja upraw Gossypium (ryżu także) w dorzeczu Morza Aralskiego, gdzie i klimat, i miejscowe tradycje, i darmowa siła robocza najmocniej sprzyjały tymże uprawom. Wrócił entuzjazm pierwszych lat rewolucji, gdy kompartia była pogromczynią „burżuazji, przyrody i śmierci”, nie wróciła za to woda, wyparowująca albo wsiąkając w pustynne piachy. Na ołtarzu wyższej produktywności pól bawełnianych złożono w ofierze aralskie rybołówstwo i turystykę. Po raz pierwszy w dziejach ludzkość wysuszyła tak ogromne jezioro o powierzchni i bioróżnorodności porównywalnej do prawdziwych mórz. Ludzie, którzy jeszcze pozostali zapadają na wiele chorób z lekooporną gruźlicą na czele, a szereg gatunków endemicznych (spotykanych tylko tam) dla Morza Aralskiego nie przetrwał tego eksperymentu. Pomysłów na naprawę szkód nie brakuje, jednak lekarstwo może okazać się gorsze od choroby. Ucichło na razie o pomysłach zawrócenia wielkich rzek Syberii na nowo powstałą Pustynię Aralską albo przekierowaniu Wołgi z Morza Kaspijskie ku resztkom Aralskiego. Ludność miejscowa oraz jej zagraniczni doradcy koncentrują się właśnie na bawełnie, a dokładniej na zastąpieniu jej jakąś inną rośliną uprawną, a przynajmniej wyhodowaniu odmian mniej wrażliwych na suszę. Czy starożytną rzekę Saraswati także wypiła bawełna? Na razie nie wiemy, ale sprawa jest rozwojowa.
mgr Adam Kapler